Archiwum 10 listopada 2005


lis 10 2005 PO PÓŁNOCY...
Komentarze: 20

Pociąg zwalniał ze zgrzytem... Otworzyłem okno. Do przedziału wtargnęło zimne, mroźne i rześkie powietrze... Maria stała obok mnie okryta szerokim szalem...

Spójrz jakie piękne jest niebo... Za moment... Zbliża się północ. – Zwalniałem zacisk na korku szampana... Trzy, dwa, jeden... – W ciszy, huk otwieranej butelki zabrzmiał jak wystrzał... Mario... Za miłość, za tęsknotę... Za żal i ból... I za rozdarcie serc na pół... Za to co było i co będzie... Za piękno lat, za wspomnień kurz... I szczęście co gdzieś tam... I za tą chwilę, która w nas... – Patrzyła na mnie szeroko rozwartymi oczami, jakby nagle oniemiała, jakbym zajrzał niespodziewanie wprost do jej duszy, jakbym poruszył coś uśpionego... – Wypijmy, aż do dna! Jezu... Nie umiem nic powiedzieć... Jesteś... Jesteś cudowny... Wypijmy za to wszystko, bo warto... Do dna...

Gdzieś daleko, na samym skraju horyzontu rozmigotały się fajerwerki a po chwili dotarł do nas głuchy pomruk wybuchów... Objęci i zagubieni w mroku noworocznej nocy, wśród zaśnieżonych pól i pod rozgwieżdżonym niebem całowaliśmy się piękni jak nowy czas Nowego Roku... Dwoje ludzi, którzy dwie godziny wcześniej nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu...

* * *

A kiedy zgasną światła

I przyjdzie czas na miłość

Niech będzie taka piękna

O jakiej nam się śniło...

Aż czas się gdzieś zatrzyma

Z tym wszystkim co już było

I spamiętamy chwilę

Cudownym snem – jak miłość.

(c.d.n.)

errad : :