Archiwum 28 listopada 2005


lis 28 2005 STACH.
Komentarze: 13

Stach pojawił się skądś tam, nie wiadomo skąd w grudniu. Wysoki, chudy, zabiedzony. Pojawił się nagle na zakręcie pobielonej śniegiem ulicy, jak przechodzień, jak ktoś, kto wiedział dokąd zmierza i gdzie jest jego miejsce. Szedł długim, zdecydowanym krokiem, z rozpiętym płaszczem, którego poły powiewały na wietrze jak dwa zranione ptaki... Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nikt się tego nie spodziewał. Nie było go bardzo długo. Nikt nie wiedział dokładnie ile lat, ale na tyle długo, by legenda jego zniknięcia porosła w zagmatwane opowieści pełne tajemnic i niedopowiedzeń... Jego żona, ładna choć zaniedbana, ni to dziewczyna, ni to już kobieta, zagadnięta przez kogokolwiek na temat męża odpowiadała z beznamiętną zaciekłością: “Cholera wie gdzie on jest”.

Podglądaliśmy ją niezmiennie w każdą sobotę, gdy się kąpała, stojąc w szarej, dziwnej wannie, naga i piękna, w tej nieznanej nam, tajemniczej nagości dojrzałej kobiety. Kiedy mydliła te swoje ogromne piersi, mocne uda i brzuch z czarno zarośniętym podbrzuszem... Podglądaliśmy ją z wypiekami na twarzy a ona chyba wiedziała, że ją podpatrujemy i z całym bezwstydem ukazywała nam wszystko to co chcieliśmy zobaczyć...

Kilka razy widzieliśmy ją też, uprawiającą miłość w lasku za rzeczką. Stękającą, nieprzytomną a może pijaną...

Gdy przechodziła ulicą, kobiety milkły porozumiewawczo. Tak samo jak teraz kiedy pojawił się Stach... Pamiętam, że szeptane słowa były niezrozumiałe. Białołęka, Rawicz, Chiny... Być może stamtąd właśnie wracał, ale tego nigdy się nie dowiedziałem...

Jaśka wybiegła z domu, powiadomiona przez kogoś, że wrócił, że idzie ulicą, jej mąż, jej ukochany, jej mężczyzna, którego nie chciała, i na którego czekała w swoim małym, biednym mieszkanku. Rzuciła mu się na szyję. Obejmowała, całowała, ściskała jakby oto naraz szczęścia było w jej sercu więcej niż miejsca... Po jej rumianych policzkach płynęły łzy... Objął ją, zagarnął całą, otulając samodziałowym płaszczem, jak coś, czego bardzo pragnął i chciał, by było tuż przy nim, blisko rozchełstanej, rachitycznej nieomal, piersi... Zatrzymali się na moment przed domem a potem znikli za brązowymi drzwiami domu...

Skąd wtedy mogłem wiedzieć, patrząc za nimi, że ten powrót zapisze się tak mocno i tak tragicznie w mojej pamięci... (c.d.n.)

errad : :