Archiwum 12 grudnia 2005


gru 12 2005 ERSATZ.
Komentarze: 15

Była w jakimś toksycznym związku z człowiekiem pogrążonym w głębokim alkoholizmie. Ten wysoki, ascetyczny mężczyzna, krążył wokół niej niczym tajfun, niwecząc codzienność i to wszystko, co mogło być radością życia... Ale przecież poza wykoślawianiem piękna, musiało być coś jeszcze. Jakieś światło, które choć opalało skrzydła i raniło, to jednak nie pozwalało na żadne zmiany...

Dni mijały... Od tamtego cudownego koncertu wytworzyła się między nami jakaś niezauważalna mgiełka sympatii, która choć niczego nie zmieniała w naszym sposobie życia, to jednak gdzieś tam w głębi, drżała tą ciepłą, niesprecyzowaną jeszcze miękkością. Momentami pojawiało się już to coś, co lęgło się w duszy, czy sercu, wzajemną akceptacją i czymś na kształt wewnętrznego porozumienia... Jakiś błysk oka, jakiś przypadkowy dotyk, chęć bycia blisko siebie, ale było to jeszcze tylko nierzeczywistym odniesieniem chwilowych zauroczeń...

Nieraz odwoziłem ją do domu. Niekiedy szliśmy razem na kawę, ale jednak nigdy nie przekraczaliśmy samoistnie określonych granic poprawności. Nie wkraczaliśmy do swoich małych światów marzeń ani pragnień, jakby wiedząc, że to jeszcze nie ten czas. Jakby rozumiejąc, że te światy są na razie dla nas niedostępne...

Któregoś razu, kiedy siedzieliśmy w zadymionej knajpce i pociągaliśmy znakomite wino z kieliszków na wysokich stopkach. Kiedy czas przestał jakby istnieć i kiedy coraz częściej bez zażenowania patrzyliśmy sobie w oczy, Zofia powiedziała: Odeszłam od Leszka” i dotknęła w taki sposób mojej ręki, że poczułem nagły dreszcz. Patrzyłem na nią wyczekująco. Ale nie powiedziała nic więcej. Była naturalna i jakby pogrążona w sobie... Wiedziałem jednak, w tym momencie wiedziałem, że powinienem pozostawić to bez komentarza... Po chwili, patrząc mi prosto w oczy zapytała: “Zamówimy jeszcze raz to samo?”

Dużo później, gdy szliśmy wolno obok siebie, opustoszałymi ulicami miasta, szepnęła jakby do siebie: “Powinnam była to zrobić znacznie wcześniej...” i aż do samego domu, nie powiedziała już nic więcej...

Przed furtką, obróciła się nagle i przytuliła w jakimś nieomal dziecięcym odruchu bezbronności, jakby szukała odpowiedzi na dręczące ją pytania...

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć... (c.d.n.)

errad : :