Archiwum maj 2006


maj 31 2006 PARĘ LAT TEMU...
Komentarze: 7

Poranek był piękny. Bezchmurne niebo, rześkie powietrze, okraszone śpiewem ptaków i cudownym zapachem wszechobecnej zieleni, zmieszanej z zapachem polnych kwiatów, sprawiały, że czuł się wspaniale. Wpadający przez uchyloną szybę samochodu wiatr, buszował mu we włosach, owiewając twarz przyjaznym ciepłem... Minął tablicę z napisem Łukęcin i po kilkuset metrach, na skrzyżowaniu, skręcił w lewo.

Jadąc szutrową drogą przyglądał się podświetlonym porannym słońcem, małym domkom wypoczynkowym, skrywającym się za ścianą nieruchomej, majestatycznej zieleni. Na jednym ze słupków dostrzegł informację. D.W. “Muszelka” 250m. Wolno wjechał na wyłożoną dużymi płytami drogę. Minął biały, majestatyczny ośrodek wypoczynkowy Polic i po kilku chwilach zatrzymał się przed zieloną bramą, za którą stało pięć dwupiętrowych pawilonów. Przed bramą, po lewej stronie, usytuowany wśród sosnowego lasku mieścił się parking, na którym już drzemało około dwudziestu samochodów. Zgasił silnik i wysiadł z auta. W tym samym momencie z namiotu wygramoliła się dziewczyna w granatowym dresie. Potargane włosy i nie odpędzony jeszcze całkowicie z buzi sen, wskazywały dobitnie, że pojawił się w porze dla intruzów. Spojrzał na zegarek. Było w pół do piątej.

Dzień dobry. Na cały turnus? Tak. Dzień dobry. Proszę zaparkować tam obok tej “Mazdy”

Po załatwieniu formalności, pokazała mu budynek recepcji, który znajdował się w centralnie położonej stołówce, a dwadzieścia minut później wchodził już do swojego pokoju na pierwszym piętrze.

Malutki przedpokoik, oparte o ścianę leżaki i czworo drzwi. Łazienka wyposażona w natrysk, obok ubikacja a na wprost, po prawej, drzwi do dwuosobowego pokoju i drzwi do jego jedynki, z hotelową szafą, małym stolikiem, dwoma krzesełkami i kanapą, za którą stał na niedużej szafce dziewiętnasto calowy telewizor. Odsunął firankę i wszedł na “wspólny” balkon... Ukośne cienie drzew kładły się na małym skwerku, obsadzonym bratkami. W powietrzu unosił się zapach morza jakby przemieszany z zapachem brązowiejących tuż obok ogrodzenia sosen, oddzielających ośrodek od plaży... Ostrożnie zajrzał do “dużego” pokoju. Był jeszcze pusty...

No to rozpoczynamy wakacje stary... (c.d.n.)

errad : :
maj 30 2006 CON TRISTEZZA...
Komentarze: 17

Mam trzy niespełnione marzenia, które z każdym mijającym dniem coraz bardziej mnie niepokoją...

Nie wdrapałem się na CHIŃSKI MUR

Nie stanąłem u podnóża CZOMOLUNGMY

Nie obejrzałem wschodu słońca nad TAJ MACHAL...

Czy Ananke jeszcze to rozważa, czy już zdecydowała...

errad : :
maj 25 2006 ZASŁYSZANE...
Komentarze: 17

- Panie doktorze, co ze mną?

- OK. Jest w porządku... Dożyje pan jak nic siedemdziesiątki!

- Ale ja siedemdziesiąt lat kończę jutro...

- A nie mówiłem!

errad : :
maj 24 2006 MAJ...
Komentarze: 14

- Na kozetkę i koszula do góry!

- Cholera...

- No, niech nie klnie i tak miał dużo szczęścia...

Czterdziestoletnia, dość ładna, pachnąca eterem i tą znaną chyba wszystkim mieszaniną leków... Patrzyła na niego z dziwnym uśmiechem, jakby zadowolona sama z siebie, jakby też była trzecią osobą, jakby...

Poczuł jej palce na pośladku a potem ukłucie i ból...

- Siostro?

- Niech nie gada... Wiem. (c.d.n.)

errad : :
maj 22 2006 EX NIHILO NIHIL...
Komentarze: 8

Któż z nas wychodząc rankiem z domu myśli o tym, że ten dzień oprócz zwyczajności, do której zostaliśmy w sposób naturalny przyzwyczajeni, będzie również pierwszym dniem życia dla niezliczonej ilości noworodków. Że w ciągu tych kilkunastu godzin między świtem a zmierzchem wydarzy się na świecie tysiące wypadków, Bóg wie ile tragedii i nieszczęść... Że niezależnie od nas, tego dnia ileś tam łez stoczy się po ludzkich policzkach, ileś serc uderzy po raz ostatni, rozegra się niezliczona ilość dramatów, nieprzewidzianych zdarzeń i niespodziewanych smutków, załamań czy podarowanych mimochodem radości...

Zagubieni w swoich małych światach pełnych trosk, dążeń i pragnień, jesteśmy pewni, że mamy przed sobą ogrom przyszłości, że życie należy do nas bez względu na to jacy jesteśmy,- dobrzy czy źli, uśmiechnięci czy smutni, że jutro będzie takie same jak dziś i że to jutro na pewno będzie... Gdzieś tam po drodze kochamy, ranimy, śmiejemy się, płaczemy, padamy i podnosimy się na nowo z nieprzejednaną wiarą w nas, w ludzi, w codzienność, w Los...

Ranek tego dnia był piękny i ciepły, nasycony wiosennymi barwami świeżej zieleni, kłębiastą bielą małych obłoczków, błękitem i radosnym śpiewem ptaków... Aż przystanął na moment chłonąc tą cudowną porę wszystkimi zmysłami. Odurzony tysiącem znanych dźwięków, delikatną mieszaniną zapachów, zmiennością światłocieni i szumem drzew... Świat nie po raz pierwszy zachwycił go swoją muzyką, kolorytem i baśniową urodą chwili...

Jakąś cząstką siebie, bardziej usłyszał niż zrozumiał, odmienność hałasu, pisk opon, dziwne spojrzenie mijającej go dziewczyny, jakby zaskoczonej czymś niespodziewanym, nie pasującym do tej porannej harmonii dźwięków... Nie poczuł bólu, nie poczuł nic... W jednej chwili przestał istnieć... (c.d.n.)

errad : :