wrz 15 2005

DWA MIZARY.


Komentarze: 21

W mojej duszy zawsze pobrzmiewała (i pobrzmiewa do dziś) struna romantyzmu, jakby na przekór i jakby wbrew wszystkiemu, doszukując się piękna w zwyczajnej codzienności...

Był grudzień. W kościele panował niesamowity ścisk, atmosfera podniosłości, którą potęgowały te nasze polskie, ściskające serca kolędy, które tam w Wiedniu brzmiały tak cudownie, rodzinnie, swojsko i nostalgicznie.

Gorączka, gorączka, gorączka... Musiałem wyjść. Zaczynało brakować mi tchu, zapewne pod wpływem wypitych przedtem paru szklaneczek białego, pół wytrawnego wina. A że alkohol nigdy nie był tą witaminą, której by mój organizm potrzebował najbardziej, lekko szumiało mi w głowie. Czułem się trochę niepewnie, choć w środku coś we mnie drgało, nagle poruszoną nutą dziwnej wzniosłości...

Odurzony chłodnym, mroźnym powietrzem przeszedłem parę kroków, zatrzymując się nieopodal ławki, przykrytej grubą czapą iskrzącego się śniegu. Zapaliłem papierosa i wtedy dostrzegłem ją... Stała nieopodal. Wysoka, zgrabna, z rozpiętym płaszczem... Spojrzała w moją stronę, zawahała się przez moment i za chwilę podeszła do mnie.

Możesz poczęstować mnie papierosem?

Jej piękne, długie włosy opadały na czoło mieniąc się iskierkami topniejącego śniegu. Oczy, usta i nosek były tym, co tworzyło harmonijny i jakby ulotny na ten czas, czarodziejski obraz prosto z bajki Andersena (taka dziewczynka bez zapałek)... Długie rzęsy, smukłość dłoni... Mgiełka jakby nieistniejącej postaci utkanej z gwiazd...

Nie pamiętam jak to się stało ale wyrecytowałem jej wtedy wszystkie pałętające się we mnie wiersze Gałczyńskiego, Tuwima, Staffa. Mówiłem bezładnie o miłości, kwiatach, obłokach, tęsknotach... Opowiadałem o jaskółkach w locie, chabrach i makach wśród łanów zbóż... O koncertach, Chopinie, Czajkowskim, o smutkach i radościach życia... Jak bije serce nocą, jak migoczą gwiazdy, jak plączą się ścieżki życia.... To był erotyk, śpiew duszy, otwarta na oścież brama serca...

Staliśmy tak naprzeciw siebie patrząc i nie wierząc w to co się dzieje. Podeszła i pocałowała mnie prosto w usta, zachłannym, dojrzałym, cudownie smakującym kobiecym pocałunkiem, w którym było coś takiego, co nie pozwoliło mi o nim nigdy zapomnieć... Przytuliła się na chwilę mocno, blisko...

Pamiętam ją... choć znikła na zawsze gdzieś tam w mrokach tej grudniowej zaczarowanej wiedeńskiej nocy... by nie pojawić się już nigdy więcej w moim życiu... (c.d.n.)

errad : :
Kasia
09 listopada 2005, 20:03
Grzechem byłoby nie pochwalić
09 listopada 2005, 19:57
To jest naprwde swietne...
ERRAD ----> Kapciuszek
16 września 2005, 19:57
*) oczywiście: północny zachód... (to jakiś chochlik czy co?)
16 września 2005, 18:09
odurzony,natchniony,miłe ,że pamiętasz tę chwilę
16 września 2005, 17:06
Lubię takich romantyków. Chociaż ostatnio brak ich w codziennym życiu. A przecież ono piękne jest.
ERRAD -------> Kapciuszek
16 września 2005, 14:12
Krems - to miejscowość w Austrii leżąca na północny wschód od Wiednia, słynna m. in. z produkcji doskonałych win... A mizary... Cóż nie dojrzysz ich gołym okiem na rozgwieżdżonym niebie choćbyś była nie wiem jak zakochana :) Z uwagi na brak miejsca odsyłam do astronomii...
16 września 2005, 13:51
jestem pod wrazeniem...
neila
16 września 2005, 13:36
piękne to... chciałabym kiedyś móc spotkać takiego romantycznego osobnika...
16 września 2005, 13:07
chodzi mi o \"MIZARY\" i \"KREMS\". Stabilizacja - to słowo rozumiem :)
16 września 2005, 13:02
Jakaś jestem niedouczona: ale co znaczy tytuł tej i poprzedniej notki?
Myje-Gary
16 września 2005, 12:58
Trzeba Jej było GPS do kieszeni płaszcza =)).
16 września 2005, 10:48
hmmm... mężczyzna, który przyznaje się do romantyzmu... gdzie tacy są?
*linka*
16 września 2005, 09:27
Niesamowity z Ciebie romantyk... Ta chwila, kiedy staliście naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, musiała być magiczna. Ciekawa jestem, czy ona też to wspomina i co się z nią stało...
16 września 2005, 09:21
... taki bez tej struny, poczęstowałby i poszedł ....
16 września 2005, 09:09
jakoś mi się zrobiło uroczyście

Dodaj komentarz