DWA MIZARY.
Komentarze: 21
W mojej duszy zawsze pobrzmiewała (i pobrzmiewa do dziś) struna romantyzmu, jakby na przekór i jakby wbrew wszystkiemu, doszukując się piękna w zwyczajnej codzienności...
Był grudzień. W kościele panował niesamowity ścisk, atmosfera podniosłości, którą potęgowały te nasze polskie, ściskające serca kolędy, które tam w Wiedniu brzmiały
tak cudownie, rodzinnie, swojsko i nostalgicznie. Gorączka, gorączka, gorączka... Musiałem wyjść. Zaczynało brakować mi tchu, zapewne pod wpływem wypitych przedtem paru szklaneczek białego, pół wytrawnego wina. A że alkohol nigdy nie był tą witaminą, której by mój organizm potrzebował najbardziej, lekko szumiało mi w głowie. Czułem się trochę niepewnie, choć w środku coś we mnie drgało, nagle poruszoną nutą dziwnej wzniosłości...Odurzony chłodnym, mroźnym powietrzem przeszedłem parę kroków, zatrzymując się nieopodal ławki, przykrytej grubą czapą iskrzącego się śniegu. Zapaliłem papierosa i wtedy dostrzegłem ją... Stała nieopodal. Wysoka, zgrabna, z rozpiętym płaszczem... Spojrzała w moją stronę, zawahała się przez moment i za chwilę podeszła do mnie.
Możesz poczęstować mnie papierosem?Jej piękne, długie włosy opadały na czoło mieniąc się iskierkami topniejącego śniegu. Oczy, usta i nosek były tym
, co tworzyło harmonijny i jakby ulotny na ten czas, czarodziejski obraz prosto z bajki Andersena (taka dziewczynka bez zapałek)... Długie rzęsy, smukłość dłoni... Mgiełka jakby nieistniejącej postaci utkanej z gwiazd...Nie pamiętam jak to się stało ale wyrecytowałem jej wtedy wszystkie pałętające się we mnie wiersze Gałczyńskiego
, Tuwima, Staffa. Mówiłem bezładnie o miłości, kwiatach, obłokach, tęsknotach... Opowiadałem o jaskółkach w locie, chabrach i makach wśród łanów zbóż... O koncertach, Chopinie, Czajkowskim, o smutkach i radościach życia... Jak bije serce nocą, jak migoczą gwiazdy, jak plączą się ścieżki życia.... To był erotyk, śpiew duszy, otwarta na oścież brama serca...Staliśmy tak naprzeciw siebie patrząc i nie wierząc w to co się dzieje. Podeszła i pocałowała mnie prosto w usta, zachłannym, dojrzałym
, cudownie smakującym kobiecym pocałunkiem, w którym było coś takiego, co nie pozwoliło mi o nim nigdy zapomnieć... Przytuliła się na chwilę mocno, blisko...Pamiętam ją... choć znikła na zawsze gdzieś tam w mrokach tej grudniowej zaczarowanej wiedeńskiej nocy...
by nie pojawić się już nigdy więcej w moim życiu... (c.d.n.)
Dodaj komentarz