EWA.
Komentarze: 15
Drugi raz te
go ranka oniemiałem. Nie, to niemożliwe. To niezrozumiałe, niewiarygodne... Patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi, ufnymi oczami, w których było coś nienazwanego... Nawet nie wyobrażasz sobie ile razy pragnęłam, byś mnie dotknął, przytulił, pocałował... ... Tak. Teraz mogę Ci już o tym powiedzieć. Mogę Ci powiedzieć i to, że byłeś dla mnie takim dziewczęcym marzeniem. Kimś, kto nauczył mnie poezji, patrzenia w gwiazdy i postrzegania piękna, tam gdzie powinno się go szukać... Jezu... Dlaczego nigdy nie pisnęłaś o tym nawet słówkiem. Przecież zostawałaś tyle razy na noc... Bo nie umiałam. Nie miałam odwagi... Przecież chodziliśmy do kina, do teatru... Odprowadzałem Cię do domu. A w Karpaczu... Pamiętasz spaliśmy całe dwa tygodnie pod jednym namiotem... Hmmm... – Zarumieniła się. – Wtedy byłam dziewicą... Wstydziłam się...Siedzieliśmy oparci o poduszki. Pierwsze promienie słońca różowiły jej buzię, igrały w pasemkach włosów
, nadając równocześnie ten cudowny blask jej oczom. Nadal ufnym i nadal jakby nieco dziewczęcym... Straciliśmy tysiące dni... Nadrobimy. Świat jest nasz... Nie nadrobimy. Straciliśmy...Opuszkami palców błądziłem po jej smagłej
, cudownej w dotyku skórze. A gdzieś tam w środku wichura burzyła mój wieloletni ład. Pojawiały się jakieś fragmenty zdarzeń. Słowa. Gesty, które teraz nabierały innej wartości. Wszystko skotłowane, bezładne, jak toczące się przez mój umysł, paciorki przeszłości... Zostaniemy dziś sami? Tak. Cały dzień? Cały dzień. I noc? I noc. Jest Ci ze mną dobrze? Cudownie. Jesteś niesamowita...Chodź...
– Wyszeptała to tak, że w jednej chwili zwaliło się na mnie całe piękno świata... (c.d.n.).
Dodaj komentarz