KRUK.
Komentarze: 13
Teraz s
iedział na małym, koślawym zydelku, który zamiast czwartej nogi miał podłożone połówki cegieł i skręcał z aluminiowego, grubego drutu, koło. Potem co kilka centymetrów mocował do niego zmyślne, cieniutkie pętle. Robił to systematycznie i z wprawą. Jego palce sprawdzały każdą pętelkę, czy właściwie się zaciska i czy dobrze przymocowana jest do okręgu... Twarz miał zaciętą i zdeterminowaną, jak wtedy, kiedy jednym uderzeniem szufelki do węgla, przeciął cierpienia miotającego się przed drzwiami do piwnicy kota, który zadławiał się w męczarniach po zjedzeniu rybich ości. Później, tą samą szufelką wykopał za domem dół... I wtedy i teraz nie odezwał się ani słowem do nikogo.Kiedy skończył, rozżarzył na nowo fajkę i wypuścił ogromny kłąb śmierdzącego dymu. Potem spojrzał na mnie i powiedział: “No mały... Czas na polowanie...” Wciągnął na
grube, pocerowane skarpetki, zdezelowane kamasze. Założył ten swój ni to płaszcz, ni to szynel i wyszliśmy z domu. Minęliśmy malutkie przydomowe działki aż doszliśmy do starej, rozłożystej jabłoni. Stach ostrożnie położył skonstruowane przez siebie wnyki. Przymocował do nich mocny sznurek, którego drugi koniec omotał na cegle. W środku koła poukładał odwinięte z papieru odpadki jedzenia. Potem oprószył wszystko śniegiem...Nie pozostało już nic innego, jak tylko czekać. Siedząc za ośnieżonym krzewem nie rozumiałem po co Stachowi potrzebna była wrona
, ale wstydziłem się zapytać. Siedzieliśmy zda się bez końca, w ciszy, nie rozmawiając. Zaczynałem już marznąć, kiedy nagle ptaki się rozkrzyczały. Zobaczyłem jak jeden z nich szamocze się szarpiąc drucianym kołem na wszystkie strony. Rozpaczliwie bijąc skrzydłami próbował bez powodzenia wzbić się w powietrze. Sznurek był jednak mocny... Stach tymczasem ruszył tak szybko, że ledwo za nim nadążałem... Gwałtownym ruchem narzucił na ptaka połę płaszcza i nim zdążyłem się zorientować, ukręcił mu głowę z niebywałą wprawą...Zwisał teraz z jego rąk, czarny i ogromny. Rozpos
tarte, granatowoczarne skrzydła sięgały nieomal ziemi...Byłem przerażony... Wracając do domu Stach pogwizdywał...Wieczorem
, kiedy opowiedziałem o wszystkim siostrze, dowiedziałem się, że kruk był przeznaczony na obiad... (c.d.n.)
PS. Na obiad? A wiadomo to gdzie ten kruk się szwędał ? :)
Dodaj komentarz