paź 02 2005

NOC.


Komentarze: 15

Było już dobrze po północy. Wracaliśmy grupą do domów, po cudownie spędzonym wieczorze w jednej z tych uroczych, budapesztańskich knajpek. Rozbawieni, beztroscy i szczęśliwi. Spaleni od środka ogniem węgierskich potraw i całkiem nieźle nasączeni doskonałym winem i nie mniej znakomitym tokajem... Odnosiłem momentami wrażenie, że byliśmy nawet skłonni, na każdym skrawku naddunajskiej promenady, tańczyć czardasza, który ciągle jeszcze dźwięczał w naszych sercach, za sprawą krążących między stolikami Cyganów i ich skrzypiec...

Patrzcie! Ktoś pływa w Dunaju...

Faktycznie. Od ciemnej, połyskującej migotem nadbrzeżnych świateł tafli rzeki odcinała się wyraźnie biała plama. Zatrzymaliśmy się, coś tam pokrzykując o nocnych kąpielach, gorączce i szaleństwie. O gaszeniu pragnienia, chłodzeniu serca, o jakichś niemądrych skojarzeniach, które były w nas jakby cieniem pobudzonej erotyki... Jednak w tej kąpieli było coś nienaturalnego, nieomal surrealistycznego. Plama unoszona prądem rzeki, co chwilę znikała, by za moment pojawić się znowu... Jakby bezwolnie i jakby niechcąco...

On tonie... Boże on tonie... – Dłoń Ewy zacisnęłą się kurczowo na mojej ręce.

Do brzegu było jakieś dwadzieścia metrów. Jeszcze nie dowierzaliśmy. Jeszcze łudziliśmy się, że to nieprawda,,, Ale widać było, że coś jest nie tak, że ciało zachowuje się w wodzie jak niesiona prądem kłoda drewna, wirując, przewalając się, to niknąc to wynurzając się na powierzchnię...

Adam i ktoś tam jeszcze już zsuwali się po chropawych, wyłożonych granitem płytach, ku kamiennym obrzeżom rzeki. Zrzucili ubranie i na moment zniknęli w mrocznym nurcie, by po chwili wynurzyć się tuż obok ofiary...

Staliśmy już na samym skraju chlupoczącej o szare kamienie rzeki. Nie zważając na ostre krawędzie, grubego oślizłego tłucznia, ani na wlewającą się do butów wodę, pomagaliśmy w wyciągnięciu topielca. Pośpiesznie, potykając się i potrącając nawzajem przenieśliśmy go na wąski skrawek zieleni tuż przy promenadzie...

Była naga. Długie chude nogi, płaski brzuch, wyraźny zarys żeber i malutkie piersi z przyklejonymi do nich długimi czarnymi włosami, połyskiwały w żółtawym świetle ulicznych latarni... Krztusiła się i wyszarpywała, nie zważając na swoją nagość. Wykrzykiwała między jednym odkaszlnięciem a drugim coś w swoim języku. Coś co brzmiało niezrozumiale i wulgarnie, podkreślane mimiką, zaciętością i ostrym błyskiem migoczącym w jej oczach. Choć jedna z naszych dziewczyn okryła ją długim sweterkiem, ten co i rusz pod wpływem gwałtownych ruchów zsuwał się z jej mokrych, drżących od zimna, jakby dziecięcych ramion...

Zatrzymałem przejeżdżającą taksówkę. Kierowca na szczęście znał niemiecki. Tu zresztą nieomal wszyscy znają niemiecki... Momentalnie połączył się drogą radiową z policją i za parę minut radiowóz zatrzymał się obok nas. Okazało się, że znają dziewczynę, że to nie pierwsza taka próba z jej strony... Była dziewczyną półświatka, zawiedzioną i nieakceptowaną przez jej środowisko... Była zła, że ją uratowaliśmy...

Po wykonanych proceduralnych czynnościach policjant podziękował nam za okazaną odwagę i czujność, zasalutował i po chwili radiowóz ruszył, choć krzyk dziewczyny było ciągle słychać jak jakąś smutną pieśń żalu. Ostry i przenikliwy a zarazem żałosny, momentami przypominający kwilenie... cichł i cichł aż zupełnie zmieszał się z szumem przejeżdżających drogą, śpieszących do domów aut...

Wracaliśmy w milczeniu. Skończyły się żarty. Nastrój beztroski znikł w zderzeniu ze śmiercią i kruchością życia, które ktoś chciał zakończyć na naszych oczach pełen tragicznej rozpaczy. Co chwilę, żegnaliśmy pary, bądź pojedyńcze osoby znikające w bramach swoich domów... Ja z Ewą mieszkałem nieco dalej, na Rozsa Ferenc w VI dzielnicy.

Ciągle widziałem przed oczyma złożone w równiutką kostkę ubranie dziewczyny. Spódnica, bluzka, majtki i stanik... Wszystko czyściutkie i schludne... A na nich czarne półbuty i torebka. Pedantyczny, przedśmiertelny porządek... Nie umiałem tego zrozumieć...

Ewa idąc obok mnie pod ramię, milczała. Milczała również na schodach, po których tak wdzięcznie wchodziła migając mi przed oczyma cudowną smukłością łydek... (c.d.n.)

errad : :
kij
07 października 2005, 11:24
Jestem kij i cię zbij.
Przykro mi z tego powodu który się stał, ale nie doczytałem do końca
*linka*
03 października 2005, 19:28
Od początku przeczuwałam, że była to próba samobójcza... Jakie życie musi się wydać nie do zniesienia, kiedy ktoś decyduje się na tak desperacki krok...
03 października 2005, 17:18
Chciała wybrać śmierć. Darowane jej było życie. Ciekawe jak potoczyly się jej dalsze losy... Kim jest teraz.
www.loris.prv.pl
03 października 2005, 17:01
zwykle samobójcy dbają przed śmiercią, by to co zostawiają po sobie przedstawiało jak największy porządek! by być może ich plany nie wydawały się nikomu ostateczności, chwilą słąbości, ale dobrze zaplanowanym przedsięwzięciem??
padaPada
03 października 2005, 17:01
Niech zyja doswiadczenia krancowe. One pokazuja nam ze jeszcze zyjemy i ze nawet o tym nie wiemy.
03 października 2005, 16:55
...Byc moze dziewczyna chciala zeby choc w ostatnich chwilach jej zycia panowal nienaganny pozadek....

Pieknie piszesz...
kobieta zamężna
03 października 2005, 12:06
jedyne co wiem, że nie powinno sie oceniać ludzi swoją własna miarą... smutna historia...
First_Sirius_Lady
03 października 2005, 12:00
Odważna dziewczyna. Mnie nie starczyło odwagi. Ale ja jestem urodzonym tchórzem ...
neila
03 października 2005, 10:17
Wiesz... łatwiej wprowadzić porządek do otoczenia, niż do własnej duszy...
hunted_by_a_freak
02 października 2005, 23:55
Odwaga czy tchórzostwo?
02 października 2005, 23:48
...wybacz...nie lubię mówić o śmierci...ale jak zwykle pięknie napisane...
02 października 2005, 23:32
Jestem pod wrazniem tych kilku histori,ktore umiesciles tu na blogu.Czytam je jak dobra ksiazke...Ciekawa osobowosc posiadasz zapewne.Wiele przezyles,albo poprostu umiesz tak dobrze to wszystko przetoczyc..
ps. uwielbiam kwiaty
02 października 2005, 22:49
nie tylko ci nie chca zyc ktorzy nie mają za co i dla kogo.. czasami zycie nas przytlacza i sie gubimy.. moze ona zagubila sie w swoim zyciu.. przeciez ksiezniczki z bajek ktore wszystko mialy, tez bywaly nieszczesliwe..
02 października 2005, 22:45
Może nie umiała wprowadzić porządku w swoim życiu takiego jak w ubraniu, a była pedantką. I nie umiała znieść nieuporządkowanego życia ...
Smutne :(
02 października 2005, 22:41
Może nie umiała wprowadzić porządku w swoim życiu takiego jak w ubraniu, a była pedantką. I nie umiała znieść nieuporządkowanego życia ...
Smutne :(

Dodaj komentarz