Archiwum 20 września 2005


wrz 20 2005 PAWEŁ.
Komentarze: 18

Przyjechał do Wiednia parę dni wcześniej ode mnie. Niewysoki, szczupły, trochę kanciasty, do tego małomówny i nieufny. Przypominał raczej chłopa rozcierającego w dłoniach ziarno, niż kogoś, kto już wybudował dom, obdarzył żonę (zawsze pachnącą drogimi perfumami, ubraną w ciuchy z “Pewexu” i mówiącą dziwacznym językiem, który miał podkreślać jej elokwencję) dwojgiem dzieci, nie martwiąc się o wykształcenie ani o nic innego, poza chęcią posiadania jak największej ilości pieniędzy. Gdy się odzywał, nieskładne zdania chropawo wydobywały się z jego ust, ocienionych śmiesznym, niechlujnym wąsem. Wiecznie rozwichrzone, czarne, proste włosy, dopełniały obrazu, tworząc postać jakby nie pasującą do tego, kipiącego życiem a dla niego obcego, świata. Tu żył dniem dzisiejszym a dewizą każdego dnia (zapewne najbardziej uroczą) były skrzętnie odkładane do portfela szylingi.

Po wypadku w Krems, kiedy już zrozumiał, że nie ma nogi, że na zawsze pozostanie kaleką, zamknął się jeszcze bardziej w sobie. Moje odwiedziny w szpitalu traktował jako coś mu należnego i przysługującego z racji zaniedbań opatrzności, która miała nad nim czuwać a tak srodze go skrzywdziła...

Rehabilitował się bardzo długo. Zgodnie z harmonogramem powypadkowym, ustalonym przez szpital, odbywał kilkumiesięczne zabiegi w jakimś ośrodku sportowym pod Wiedniem. Potem chodził na różnego rodzaju ćwiczenia, masaże i zajęcia terapeutyczne, które miały go dostosować do życia, ale czyniły chyba w nim, więcej szkody niż pożytku... Do tego wizyty u chirurga i adwokata, dopełniały całości. Widziałem, że ma tego wszystkiego dość.

A jednak w gruncie rzeczy dysponował sporą ilością wolnego czasu, szczególnie popołudniami... Wałęsał się po Wiedniu samotnie, jakimiś swoimi ścieżkami, o których nie miałem najmniejszego pojęcia. Przepadał gdzieś na wiele godzin, a po powrocie, odpinał “nogę”, siadał przy oknie i gapił się godzinami na pustą ulicę. Jakby robił nieustanny rachunek sumienia. Jakby rozpamiętywał po tysiąckroć, to co było już przeszłością... Książki, gazety, czasopisma, były nie dla niego. Nie interesowała go ani polityka ani literatura, ani telewizja...

Jednak od pewnego czasu zrobił się nerwowy. Nie sypiał po nocach, łaził po pokoju, albo zamykał się w kuchni, jakby coś go dręczyło... Nie próbowałem interweniować ani nakłaniać go do jakichkolwiek wyjaśnień, w czym tkwi problem. Czekałem. Znałem go już na tyle i wiedziałem, iż najpierw to “coś musi przetrawić w sobie. Zanalizować na swój rozum i po swojemu...

Któregoś razu, gdy byliśmy już w łóżkach a ja prawie zasypiałem, zapytał:

Śpisz? Nie. Nie śpię. A co się dzieje? W sobotę przyjedzie Ela... W porządku. Nie martw się, pomieszkam na ten czas u Ryśków..
Byłem pewien,

że to oto chodzi.

Wiesz, chciałem właśnie, żebyś był z nami.

Oniemiałem. Co jest grane? Co on kombinuje.

Na pewno? – Zapytałem zdziwiony. Wiesz mam problem... – Umilkł...

Jaki znowu problem. Urwało mu przecież tylko nogę. Reszta i “to to” według mnie powinna być w porządku... Wiercił się przez dłuższą chwilę na łóżku, które pojękiwało na wszystkie dziwaczne sposoby... Nie odzywałem się...

Śpisz już? Nie... Wiesz byłem na Prater i tam była taka brama... Jaka znowu brama? Brama z napisem: “Girls”... I co dalej? “Gupka” udajesz? Przecież wiesz co?

Jasne, że wiedziałem, ale jeszcze nie kojarzyłem sobie związku, między przyjazdem Eli a jego wizytą u “dziewczynek”.

Leczę się!

W tym momencie odechciało mi się spać. Rany! Coś załapał i nie wspomniał wcześniej o tym ani słowem... Byłem i wściekły, poruszony i wystraszony nie na żarty.

Słuchaj. Powinieneś mi do cholery powiedzieć o tym wcześniej. Wleczesz coś za sobą i siedzisz cichutko, jakby to był katar... Lekarz powiedział, że to jest niegroźne dla domowników. Nie zarazisz się. Dostaję już od tygodnia zastrzyki...

Czułem zbierającą w sobie złość...

Nie mogłeś wytrzymać, czy co. Co cię napadło, żeby tam poleźć. Jasna dupa, ty jesteś nie normalny. Zlasował ci się mózg od tego uderzenia, czy co?

Milczał...

To co? Zostaniesz z nami? I co mam powiedzieć Eli, że masz grypę i dlatego musisz spać w oddzielnym łóżku. Jak ty to sobie wyobrażasz? Ela słucha się tylko ciebie... Proszę...

Za nic nie mogłem sobie przypomnieć, jak tego typu rzeczy są przenoszone, czy tylko drogą płciową czy może i inaczej. Mąż mojej siostry był ginekologiem i pewno gdzieś tam rozmawialiśmy o tego typu przypadłościach, ale jako że dyskusje były prowadzone w konwencji “akademickich”, nic z tego nie zostało w moich szarych komórkach.

Paweł... Od kiedy to masz? Od dziesięciu dni.

No nie. Pewno, gdyby nie przyjazd Eli, nigdy bym się o tym nie dowiedział. Czułem się jak ktoś walnięty w tym momencie między oczy. Nie umiałem myśleć, nie wiedziałem co robić i miałem tego wszystkiego powyżej uszu... Kiedy już trochę oprzytomniałem. Zapytałem:

Co dokładnie powiedział ci lekarz. Nie wszystko zrozumiałem...

Cholera, cholera cholera... Idiota, łazęga, gówniarz i głupek... Skończony dureń. A niech to wszyscy diabli...

Słuchaj, powiedz Eli, że to coś zakaźnego. Że byłeś u lekarza i że on zalecił całkowitą separację... Odpieprz się. Nie dość, że narobiłeś świństw, to jeszcze wplątujesz mnie w jakieś swoje machinacje...

Przez dłuższy czas panowała ciężka cisza... Przerywana tylko od czasu do czasu pojękiwaniem jego łóżka...

No to co... Zostaniesz na ten tydzień z nami? Zostanę. Jesteś w porządku. Ale ty nie. Po cholerę tam lazłeś. Przecież wiedziałeś, że Ela przyjedzie... Nie wiem... Podkusiło mnie... Ty masz dziewczynę
, a ja...

Byłem z nimi przez calutki tydzień i do dziś czuję niesmak tamtych dni. Ela wyjechała po siedmiu dniach, nawet nie zdając sobie sprawy co jej groziło i przed czym została uchroniona...

Wiesz... Pan Bóg mnie chyba pokarał z tą nogą... I z tą chorobą...

       - Pan Bóg? Paweł, nie gniewaj się. Ty jesteś większy głupek niż ktokolwiek by pomyślał...

errad : :