Archiwum 20 lutego 2006


lut 20 2006 WIATR.
Komentarze: 15

Przedwiośnie z trudem przebijało się przez szare dni, lekceważąc spadające z szelestem kartki kalendarza... Zbliżał się marzec a przybrudzony śnieg ciągle leżał na poboczach ulic w parkach i na skwerach, budząc w sercach narastającą tęsknotę za dawno zapomnianą zielenią, ciepłem lub chociażby pozłotą forsycji... Poczuł nagłą tęsknotę za Haliną, za jej ciałem, zapachem włosów... Za dotykiem jej dłoni mierzwiących mu włosy, za miękkością piersi, jej głową na jego ramieniu (gdy zasypiała znużona i szczęśliwa), za szeptem i tymi trudnymi do zrozumienia zaklęciami wykrzyczanymi niezliczoną ilość razy gdzieś tam w ciemność nocy...

A jednak tydzień temu, gdy rozmawiali o tym poważnie, gdy po raz ostatni rozważali jej nieuchronny wyjazd do Mrągowa, nieodwracalny jak nakaz losu... Kiedy słuchał jej argumentacji, planów i próśb, był spokojny tym wewnętrznym uporem, który mógł oznaczać tylko jedno...

Patrzyła mu prosto w oczy, smutno, z żalem, jakby już wiedziała a jednocześnie jeszcze nie wierzyła, że to może być prawda... I wtedy powiedziała coś, co przeszyło go na wskroś...

Kocham cię... Kocham, jak nigdy nikogo nie kochałam i nigdy, nigdy
, do końca życia nie potrafię już nikogo tak pokochać... Wiem to, czuję całym moim sercem, całą sobą, rozumiesz? Jestem tobą i w tobie... wiesz o tym i ja to wiem. Wiem również, że czujesz to samo i tak samo, ale uszanuję każdą twoją decyzję, choćby była dla mnie tą najtrudniejszą...

Szedł pustymi ulicami uśpionego miasta. Wiatr, zimny lutowy wiatr, smagał mu policzki, przenikał w głąb duszy żalem jej słów, spamiętaną czułością tych jedynych dłoni, których już nie było i tym trudnym nagłym pragnieniem, które już na zawsze miało pozostać niespełnione...

“...a ten kurz moja miła, to nic, że nam usta kaleczy – on ma w sobie gorycz najświętszą...” *) (c.d.n.)

- - - - - - - - - - - - - - - -

*) “A la Russe” KIG.

errad : :