sty 12 2006

KSIĘŻYCOWY PYŁ.


Komentarze: 14

Kiedy się urodził, świat był wstrząsany historycznymi zmianami, jakby nagle pozbawiony grawitacji, zgorączkowany i pękający na strzępy... Najpierw cisza a potem krzyk. Bo przecież tak jest od zarania...

Mały mieszczański domek, gdzieś na obrzeżach kraju, gdzie życie zaznaczały tylko czyjeś dłonie, beznamiętnie zrywające co wieczór jedną kartkę z kalendarza. Gdzie o świcie słońce najpierw oświetlało drewnianą wieżyczkę kościoła a potem, wznosząc się ociężale, zaglądało do kołyski stojącej tuż przy oknie... Leżał tam, niczym mały okruszek życia, czyjeś uniesienie i przyszłe pragnienia. Bezbronny, kochany, zagubiony i w czasie i przestrzeni...

Parę lat później los rzucił go o setki kilometrów od tego miejsca, którego nigdy nie poznał, a które do dziś jest jakąś wewnętrzną tęsknotą by tam pojechać, zobaczyć, poczuć smak powietrza, którym wtedy zachłysnął się po raz pierwszy...

Miał już pięć lat, ale nie umiał chodzić. Pełzał po ziemi z przykurczoną jedną nogą, która w okresie niemowlęctwa została wytrącona ze stawu, gdy matka w pośpiechu uciekała przed nagłym niebezpieczeństwem... Nie poszła potem do lekarza, bo nie było tam żadnych doktorów ani szpitala. Teraz był dla rówieśników obiektem ich naturalnego, nieświadomego okrucieństwa, przedmiotem nieustannych kpin i wyzwisk. Jeszcze tego nie rozumiał. Nie wiedział dlaczego tak się dzieje i reagował albo bezradnym uśmiechem albo płaczem. Zresztą i jednym i drugim nikt się nie przejmował...

A jednak babcia, ten najukochańszy naówczas człowiek, który tak często stawał w jego obronie, ocierał zasmarkany nos i łzy... Ta babcia, której zapach niósł jakiś odległy, matczyny posmak i zagubione już gdzieś ciepło, postanowiła o niego walczyć, wydeptując ścieżki po urzędach i szpitalach, by z czasem doprowadzić do operacji...

Gdzieś tam w pamięci majaczy odległy obraz jakiegoś korytarza wyłożonego brązowo białą glazurą, torsje, płacz... Tych operacji miało być trzy. Pamiętał jednak tylko fragmenty tej pierwszej. Druga została bezpowrotnie zatarta a trzeciej nie było. Ale wtedy jechał już do domu. Ktoś niósł go na rękach, przez ten mroczny korytarz, pełen niezidentyfikowanych zapachów. Korytarz połyskujący obrzydliwymi kafelkami, dźwięczący tupotem wielu kroków i pobrzmiewający odległym krzykiem... Potem znowu paroletnia luka aż do momentu, kiedy zrobił samodzielnie pierwszy krok... (c.d.n.)

errad : :
13 stycznia 2006, 12:56
Ludzie w pewnym wieku potrafia byc okrutni i bezlitośni
Grainne
13 stycznia 2006, 12:47
Brakowało mi Twoich opowieści :). (Może mnie nie widać, ale jestem i czytam ^^).
pure_sincerity
13 stycznia 2006, 11:07
ja mam babcie dobro i babcie zło.. dwie po róznych stronach i całkiem innych kolorach...
13 stycznia 2006, 09:32
Bo Babcie są niezwykłe.
Eliza
12 stycznia 2006, 23:17
Czy to oznacza, że dojrzałeś do chronologicznego porządkowania materiału do swojej twórczości? Mogłoby to stanowić świetną podstawę do tego, na co cię stać. A stać cię na wiele... bardzo wiele!
Wierzę w ciebie.
12 stycznia 2006, 20:56
Bo Babcie już takie są, że można na nich oprzeć cały świat.
12 stycznia 2006, 18:36
niby uznaje się dzieci za najbardziej niewinne osóbki na świecie, ale potrafią one być też najbardziej okrutne, może nieświadomie.
Mam ciche podejrzenie, że to Twoja historia...
12 stycznia 2006, 15:54
Bo ma sie kilka kg za duzo to tesh sie staje posmiewiskiem.. bo cos Ci wyjdzie na twarzy rowniez :-/ Czy nie mogloby byc normalnie? :(

Apropo Twojego komentarzu na moim blogu.. niestety do milosci nikogo sie nie zmusi ;( nawet kafara :( widocznie on tego nie widzi.. nie chce :(
12 stycznia 2006, 15:52
...poruszające...do głębi...

[witam po długim \"urlopie\" *) ]
!!!kayah!!!
12 stycznia 2006, 14:57
ojccc......ten tekst chyba nie jst dla mnie w obecnej sytuacji
12 stycznia 2006, 14:55
... prawę Harley mówi:)....
w_ż_s_m
12 stycznia 2006, 14:50
pierwszy raz kiedy Cię czytam jest we mnie zło. zlość? to tekst okrutny. i nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak na mnie zadziałał. litery opisują miękkie a ja odbieram twarde. pojmujesz coś z tego? cholera.

i pierwszy raz tak bardzo nie moge doczekać sie rozwinięcia tego: c.d.n.

pozdrawiam [w_ż_s_m z nogi na nogę bo nie umiem byc cierpliwa].
12 stycznia 2006, 14:49
I co Ty narobiłeś najlepszego! Martynia się zaczytała, wzruszyła i PRZYPALIŁA KOTETY!!
poza_czasem
12 stycznia 2006, 14:48
Tak to już jest. Jeżeli jesteś inny to stajesz się pośmiewiskiem lub kimś kogo uważa się za wariata i/lub unika. Większości ludzi tak na dobrą sprawę nie obchodzi to jaki jesteś naprawdę i przez co musiałeś przejść. Jeżeli odstajesz i jesteś oryginalny -jesteś potencjalnym zagrożeniem.

Dodaj komentarz