Archiwum 01 lutego 2006


lut 01 2006 ZAPACH BIELI.
Komentarze: 19

Spojrzał na zegarek. Była trzecia trzydzieści rano. Opustoszałe ulice miasta spowijała głęboka cisza, potęgowana gęsto padającym śniegiem. Był obolały i zmęczony... Wewnętrzne, poobcierane niemiłosiernie części dłoni piekły przy każdym nieostrożnym dotknięciu. Setki do niedawna dźwiganych kilogramów osiadły nagle na jego ramionach, udach i plecach potwornym zmęczeniem. Ale w kieszeni miał przecież kilkadziesiąt złotych, które na kilka dni powinny ustabilizować jego codzienność...

Nie pamiętał jak długo i którędy szedł. Otworzył furtkę i wreszcie dotarł do drzwi. Po omacku, nie zapalając światła wszedł po skrzypiących, drewnianych schodach na pierwsze piętro. W pokoju było zimno i nieprzyjemnie, Zdjął kurtkę i usiadł by rozsznurować, przemoczone buty. Skorupa osiadłego na włosach śniegu powoli zaczynała się topić, spływając mu po skroniach, po czole i po policzkach niczym nagłe łzy żalu. Nie pamiętał, czy wtedy płakał... Zasypiając z głową na stole czuł zapach bieli obrusa, zapach śniegu i jakby dotyk białej dłoni matki, nim znikł w ciemnej otchłani snu... (c.d.n.)

errad : :