Komentarze: 17
W niedzielę byłem na cmentarzu... W mieście, w którym mieszkam jest on pięknie położony na niewielkich wzgórzach, jakby symbolizujących drogi życia, co dodaje mu niesamowitego spokoju, powagi i głęboko pojętej, nieuchwytności chwili. Z jednej strony opiera się o stary, spokojny, sosnowy las, zaś z drugiej opada ku ruchliwej, tętniącej życiem
, drodze... Łącząc tym samym w jakiś nieuchwytny sposób, dwa światy... Jest zadbany, czyściutki i chyba stanowi jedno z piękniejszych miejsc tego typu w kraju, jeżeli i nie w Europie...Alejk
i są tu schludne, wyłożone kostką, lub wyasfaltowane, ocienione różnoraką roślinnością, gęsto zakrzewione i wiecznie zielone. Panuje wśród nich ten nieopisany, nie spotykany w innych miejscach spokój, pogłębiany ciszą i zadumą. Uważam, że mikroklimat takich Parków Przemijania, czy może Parków Dusz, jest niepowtarzalny. Eterycznie unosi się nad tym wszystkim, przenika do wnętrza i wygładza te jakże trudne kanty naszego niezrozumiałego do końca, bytu. Bo tu jak nigdzie indziej można pojąć siebie. Zastanowić się nad przemijaniem. Poznać dogłębnie zawiłe systemy wartościowania naszych dążeń, porażek czy sukcesów... To tu przecież zderzają się ze sobą dwa światy, dwa pojęcia, dwie niezdefiniowane do końca formy: Życia i Wieczności...Morze różnorakich płyt, tabliczek i inskrypcji, poraża swoją anonimowością... Będąc tam, jakże mało poświęcamy im uwagi, jak obojętnie je mijamy zajęci swoją zwyczajną
, małą codziennością. A przecież za każdą taką płytą, za każdym wyrytym napisem, lub pokrytą farbą - łuszczącą się blaszką z imieniem i nazwiskiem -, kryło się czyjeś życie. Ten ktoś był wśród nas. Był ukochanym dzieckiem swoich rodziców. Dorastał. Gubił się w trudnych meandrach zła i dobra. Kochał! Był kochany! Miał przyjaciół i wrogów. Przeżywał smutki, radości i swoje małe tragedie, by w tej ostatniej sekundzie “odejść” nieomal anonimowo, z cicho płynącą po policzku łzą...Iluż to już naszych bliskich, znajomych lub przyjaciół zamazał miniony czas, pozostawiając nas w bólu niedopowiedzeń, z rozterkami, że mogliśmy ich mocniej kochać, lepiej rozumieć, być dla nich oparciem, kiedy go potrzebowali i uśmiechem radości, o którym zapominaliśmy, gdy byli szczęśliwi...
Teraz możemy już tylko zapalić lampkę, przyklęknąć nad kopczykiem ziemi i wierzyć jedynie, że tam są być może szczęśliwsi... W jakimś nagłym odruchu postarać się ich sobie przypomnieć i uzmysłowić z żalem, że już nigdy nie powiemy im tego co mogliśmy powiedzieć...
“
O towarzyszach miłych, co wśród burzPrzyjaźnią swoją świat nam rozjaśnili,
Nie mów ze smutkiem, że ich nie ma już;
Ale z wdzięcznością: “Byli”.
Alejki, te spokojne alejki,
którymi idziemy, były kiedyś także i ich alejkami. Tyle tylko, że oni zostali zatrzymani w pół kroku przez Los, który nam jeszcze w swojej łaskawości pozwala iść dalej, odmierzając ze spokojem mijający czas...Pamięć kładzie się ukośnie cieniami. Snuje, jak babie lato srebrem wspomnień. Szeleści samotnie opadającymi z drzew, pożółkłymi liśćmi... Pamięć, jak przemijanie, jak nokturn, który dźwięczy smutną nutą jesiennej zadumy w zaułkach naszych serc, które nieraz omijamy, o których zapominamy, ale które gdzieś tam są zawsze w nas...
Cóż, choćbyśmy nie wiem jak pragnęli żyć i tak kiedyś znajdziemy się na tej j
edynej, ostatniej alejce Parku Dusz... Tego parku, który jak żaden inny nie uzmysławia nam lepiej, że przemijanie jest nierozerwalnie związane z naszym życiem... Usque ad finem...