Komentarze: 11
Pierwszy raz zwróciła na niego uwagę, gdy referował poezję Burnsa... Mówił o nim błyskotliwie a zestawienie cytowanych przez niego ballad i baśni wskazywało na doskonałą znajomość tematu. Było to o tyle zaskakujące, że nie spodziewała się, by ktokolwiek z jej znajomych, potrafił z taką swobodą poruszać się w tym jakże ukochanym przez nią okresie wczesnego romantyzmu. Chciała nawet po zajęciach porozmawiać z nim na ten temat, ale dała sobie spokój...
Potem widywała go często z daleka. Czasem mijali się na korytarzach, ale nie zwracał na nią absolutnie uwagi. Raz jakby się uśmiechnął, jednak nie była pewna czy ten uśmiech był przeznaczony dla niej...
Kiedy więc dostrzegła go parę tygodni później w czytelni pochylonego nad jakimiś książkami, podeszła bez zastanowienia.
Cześć. Nie przeszkadzam? Skądże...Musiała dokończyć szkic wykładu z Conrada. Wymienili szeptem jakieś zdawkowe uwagi o Zoli i Tuwimie, nad którymi ślęczał a ponieważ miejsce nie nadawało się na rozmowy, każde z nich wróciło
do swoich zadań. Pracowała szybko wyławiając najważniejsze wątki, które miały udowodnić, że Nostromo była książką wnikliwie przemyślaną i jakby pochodną Tajfunu...Wyczuła, że się jej przygląda. Na chwilę oderwała wzrok od notatek. Ich oczy spotkały się... Zauważyła jak się czerwi
eni, jakby został przyłapany na gorącym uczynku. Uśmiechnęła się.Gdy wychodzili,
gdy już pomógł jej się ubrać, zastanawiała się czy pożegna ją za moment na stopniach biblioteki, czy odprowadzi do domu... Ale ziąb... – Podniosła kołnierz kożucha i spojrzała na niego pytająco... – Idziemy, czy poczekamy na autobus? Jeżeli nie jest dla ciebie zbyt zimno, to wolałbym się przejść. O.K. Ja w tą stronę. Wiem gdzie mieszkasz... O! A skąd? Mieszkam parę przecznic dalej...Śnieg skrzypiał cudownie pod butami. Prawie betlejemsko, jakby szli na Pasterkę. Zastanawiała się, czy wsunąć mu pod ramię rękę, ale zrezygnowała... Dyskutowali po drodze trochę o poezji, gdy nagle wyrwało jej się to zdanie, które jakby go usztywniło
...-
Och... Nie gniewaj się proszę. Czasem jestem zbyt impulsywna... – Zatrzymali się na moment. Jego oczy były pełne nieznanego smutku. Cholera! Ale jestem idiotka... Stali już przed jej domem... – Tu mieszkam.Nie wiedziała czy go pocałować. Nie wiedziała co powiedzieć. Naraz poczuła się bezradna wobec tego chłopca, którego przecież nie znała, a który był jakby już jej bliski. Powiedziała więc tylko: "Dzięki za miły wieczór" i coś tam jeszcze... A potem: "Pa" i pobiegła w stronę domu. Pomachała mu z ostatniego stopnia i otworzyła ciężkie, brązowe drzwi. Nie zapaliła światła w przedpokoju. Zza firanki patrzyła na ulicę. Stał jeszcze. W świetle latarni wyglądał na samotnego i zagubionego. Widziała jak patrzy na dom, jakby chciał zobaczyć, gdzie zapali się światło... Widziała, jak potem schyla się i podnosi kulkę śniegu ugniatając ją w dłoniach, bez rękawiczek i jak dotyka nią czoła...
Stała tak do momentu nim nie zniknął w mroku ulicy. Potem otworzyła drzwi i też przyłożyła dwie garści białego, chłodnego puchu do rozpalonych policzków... (c.d.n.)