Komentarze: 11
Hotel “Gdynia”. Jednoosobowy pokoik, ciepły, przytulny i miły... Rozpakowując bagaże, miałem tylko jedno pragnienie. Wziąć jak najszybciej natrysk, po wielogodzinnej, monotonnej podróży
. Zmyć to wszystko z siebie i wskoczyć jak najprędzej do przytulnego łóżeczka, mamiącego relaksem i miękkością....Nazajutrz, schodząc na śniadanie czułem się znakomicie. Tuż przy oknie zauważyłem stolik z jednym wolnym miejscem.
Dzień dobry... Można? - Trzy pary kobiecych oczu. Uśmiechnięte i miłe... Tak. Prosimy...Ponieważ wbrew wszelkim zasadom, nie jadam śniadań, zastępując
je zazwyczaj czarną, mocną kawą, w dwóch paniach rozbudził się chyba jakiś odruch macierzyński... Może jednak spróbuje pan chociaż plasterek tej znakomitej szynki... Dziękuję. Kawa jest tym, czego rano potrzebuję najbardziej. – Powiedziałem to w sposób wykluczający dalsze dyskusje na ten temat. Za piętnaście minut zaczynają się wykłady. Tak. O dziewiątej.Poznały się chyba dopiero wczoraj. To było widać po sposobie rozmowy, uśmiechach, gestach... Dwie z nich były starsze. Trzecia zalotna, miła
, o ładnej buzi i pięknie zarysowanych piersiach pod obcisłym sweterkiem... Rozmawialiśmy z tą przyzwalającą swobodą, jaka zawsze towarzyszy ludziom obracającym się w tych samych kręgach zawodowych. Chyba musimy już iść... Dochodzi dziewiąta. Tak. Chodźmy. Pierwszy wykład ma pan Modzelewski, więc nie powinniśmy się spóźnić...Zajęcia trwały, wyłączając przerwę na obiad, do dziewiętnastej. Po kolacj
i można było jeszcze, jeżeli ktoś chciał, uczestniczyć w forum dyskusyjnym. Postanowiłem zobaczyć jak to wygląda. Zjechałem windą na dół i wszedłem do przestronnej salki, w której było około dwudziestu osób. Zamachała do mnie dyskretnie, wskazując obok siebie wolne miejsce... Dzięki. – Wyszeptałem – Ciekawie? Nie bardzo...Przez pół godziny przysłuchiwaliśmy się nijakiej dyskusji. W końcu nie wytrzymałem...
Chodźmy stąd... Szkoda czasu. Chodźmy.W kawiarni, przy znakomitym winie rozgadaliśmy się na dobre. Widziałem jak zaróżowiły się jej policzki, jak z coraz większą swobodą opowiada o sobie. Co i rusz uśmiechając się zalotnie i potrząsając burzą niesfornych włosów. Jej smukłe dłonie obejmujące kieliszek byłe ładne, zadbane, miłe... Gdy nasze ręce spotkały się przypadkowo, spojrzała na mnie i... nie cofnęła ręki...
Dochodziła północ.
Chyba już czas na nas. Spójrz zostaliśmy sami... I ten kelner tak dziwnie patrzy... Masz rację. Jutro przecież będą równie intensywne zajęcia. Idziemy? Tak.Gdy szliśmy przez holl, trochę żałowałem, że ten wieczór już się skończył...
Na którym piętrze mieszkasz? Na piątym. A ty? Na trzecim. Razem z tymi paniami, które poznałeś przy śniadaniu...Gdy winda się zatrzymała. Spojrzała na mnie w taki sposób, że gdzieś tam we mnie coś drgnęło.
A więc... Do jutra. Śpij dobrze. – Powiedziała to miękko, ciepło, nieomal erotycznie. - Dzięki za miły wieczór. Jesteś doskonałym kompanem...Wspięła się
na palce, musnęła mnie lekko wargami i w jednej sekundzie zniknęła w długim, otulonym półmrokiem i cichym korytarzu...Tak poznałem Weronikę. Z którą mieszkałem w tym samym mieście, a którą los postawił na mojej drodze setki kilometrów dalej, jakby chciał mnie przed czymś przestrzec. Ale wtedy nawet nie przyszło mi to do głowy... (c.d.n.).