Archiwum 27 października 2005


paź 27 2005 OCZY...
Komentarze: 13

W słuchawce słyszałem przez chwilę tylko oddech. Wreszcie:

To ja... Dobry wieczór. – Głos Iwony był inny. Obcy... - Muszę z tobą porozmawiać. Możemy spotkać się jutro? Oczywiście. Ale nie nad rzeką... Zapraszam cię do s
iebie. Dobrze. Możesz o siedemnastej? Tak... No to jesteśmy umówieni. Przepraszam. Nie mogę dłużej rozmawiać... Pa... Do jutra...

Domek był mały i zwyczajny. Uśmiechała się zawsze, gdy mówiłem, że mieszka w piernikowej chatce, z którą od razu mi się skojarzył... Wciśnięty między dwa ogromne kasztanowce, połyskiwał dużymi oknami i białą fasadą, sprawiając wrażenie i bajkowego i nierealnego, wręcz zabawkowego...

Cieszę się, że przyszedłeś... Zaraz będzie kawa. – Nie podeszła. Nie pocałowała mnie. Była inna
.

Siedząc w fotelu przyglądałem się jej krzątaninie. Z wysoko upiętymi włosami, w bluzce, której jakby nie było i w świetnie dopasowanych spodniach wyglądała jak uosobienie młodości.

Później... Kiedy sączyliśmy drinki. Kiedy już siedziałem na kanapie z jej głową na moich udach, z dłońmi zanurzonymi w jej włosach... W rozchwianym świetle migocących świec, w świecie półcieni i tajemnic dwojga ludzi. Kiedy już wszystko było piękne, nawet ten koślawy rysunek wiszący na ścianie... Szepnęła:

Pocałuj mnie... Mocno... – Uniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi oczyma, jakby wiedziała, że utonę w tym spojrzeniu, że stanie się to, co się stało, co było nieuniknione...

Rozbierałem ją powoli, patrząc zachłannie na każdy centymetr wyłaniającego się ciała... Na piersi, brzuch, uda... W tym naturalnym bezwstydzie, ogarniającym nas niczym ciepła, wysoka fala i tak samo gwałtownym... Gdy zapach jej skóry pulsował tuż, tuż, przy wargach... I kiedy z pochyloną niczym u madonny głową i nitkami rozsypanych włosów, jak iskry, obejmowała mnie oburącz... W tym pojawiającym się nagle nierealnym i zmysłowym świecie baśni, rozmigotanym i pięknym po bezkres... Zwaliło się na nas niebo, jakby w jednej chwili chciało ukazać nam całe swoje piękno... W nie tłumionym krzyku zachwytu... Pełne spełniających się pragnień... Porażające, jak rozorana w gwałtownym odruchu skóra... Lub scałowane kropelki krwi... Aż przestaliśmy istnieć...

Zbudziłem się... W pokoju było cicho. Tylko kasztanowce szumiały kołysane lekkim wiatrem... Była północ.

- Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego...

- Nie mów nic... – Wyszeptałem...

Muszę...

Poczułem delikatne muśnięcie jaj wilgotnych warg na mojej piersi. Uniosłem głowę. To nie były jej usta. Z dwóch malutkich księżyców oczu, spadały gwiazdy żalu... Iwona płakała... (c.d.n.)

errad : :