Komentarze: 17
Gdy wszedł po paru minutach, Natasza stała przy oknie. W migotliwym świetle świec, wyglądała jak marzenie, które tyle razy jawiło m
u się w bezmiarze zagubionych godzin, kiedy próbował zrozumieć siebie. Uśmiechnęła się. Jakże piękna potrafi być noc... Ta jest nasza. Tak. Ta jest nasza...Patrzył na nią i nie wierzył, że oto stoi przed nim, naga i piękna, że może podejść
do niej, zanurzyć dłonie w jej włosy, spojrzeć w oczy, całować, ogarnąć całą ramionami i poczuć jak drży, ni to z zimna, ni to z rozkoszy...Jakby odgadując jego myśli, powiedziała:
Choć. Pokażę ci coś... Widzisz... Tam, nad drzewami... Widzisz te dwie gwiazdy migocące tuż obok siebie... Widzę...Obróciła się do niego, nagle poważna... Jakby chciała by zapisał dokładnie w pamięci tą chwilę, by na moment zatrzymał czas...
Nie. To nie jesteśmy my. Nie tej nocy... Ale kiedyś, gdy będziemy od siebie daleko i gdy będziesz sam, odszukaj je na niebie i przypomnij to, co jest dzisiaj, teraz, tutaj...Zsunęła z niego płaszcz kąpielowy i wtuliła się całą sobą. Poczuł twardość
jej piersi, napierające uda i zachłanność ust, które dotykały go wszędzie, gorączkowo, niecierpliwie...I w jednej chwili noc znowu
zawirowała tym nieodgadnionym szaleństwem dwóch serc, roztańczyła, rozszeptała w swojej nagłości tysiącem niezrozumiałych słów, krwawiąc rozoraną skórą i krzykiem, ulatującym gdzieś nad korony drzew, nad którymi jaśniały te dwie pięknie rozmigotane gwiazdy... Tak blisko siebie i zarazem tak od siebie odległe...(c.d.n.)