Emanowała tą cudowną, dyskretną erotyką trzydziesto paroletniej kobiety, która zdawała sobie sprawę z tego kim jest i jak oddziałuje na otoczenie. Inteligentna, bystra i błyskotliwa o pięknych ciemno blond włosach, smukłej figurze z jeziorowymi oczami, w których utonęło zapewne już nie jedno męskie życie, była marzycielskim wyobrażeniem przedwieczornych tęsknot i nocnych majaków. Ubierała się z klasą, doskonale podkreślając swoją urodę nienagannym makijażem, starannie dobraną biżuterią i ulotnym, cudownym zapachem perfum. Piękny zarys piersi, przyjemnie kołyszących się w śmiałym dekolcie, pobudzał wyobraźnię, nie mniej niż smukłość niespokojnych dłoni, migoczących niczym dwa motyle...
Rozbudzała we mnie i nieśmiałość i to coś, czego nie umiałem się pozbyć w niejasności pragnień, wirujących gdzieś w okolicach serca niczym gorący, letni wiatr...
Kiedy odchodziła zostawiała zawsze, gdzieś tam pod powieką rozsypane nieskładnie a skradzione ukradkowymi spojrzeniami obrazki. Majak śmiało odsłonięte
go uda, opadające na ramię ramiączko, niecierpliwy gest dłoni odgarniający niesforne włosy lub uwydatnione usta, których piękny zarys właśnie podkreślała szminką...
Lubiliśmy się, ale było to uczucie jakby zbyt intelektualne, zbyt odległe od moich pragnień, od tego, co żarzyło się w mojej duszy. W tym zderzeniu, śmiałość moich wyobrażeń rozpływała się jakby w jej eterycznym obrazie, który codziennie był in
ny, zbyt nierzeczywisty, by mógłby skojarzyć się z tym co czułem, czym żyłem i czego pragnąłem coraz bardziej...
Tego dnia przyszła do pracy w błękitnej sukience, tak zwiewnej i tak niepokojącej, że wszystk
o inne nie miało żadnego znaczenia. Gdy szła tym swoim sprężystym, dziewczęcym krokiem, można było dostrzec zarys smukłych ud, piękno rozkołysanej talii i wszystko to, co było we mnie tą jedyną, nieprzemijającą od dłuższego czasu, wielką gorączką...
- Mam dwa bilety na koncert
. Pójdziesz ze mną? – Pytający błękit jej oczu, był w tym momencie całym pięknem świata... (c.d.n.)