Komentarze: 21
Wracałem do domu opustoszałą aleją parkową. Siąpiący deszcz połyskiwał w światłach latarni
i na nagich konarach drzew, kołysanych zimnymi podmuchami wiatru, rozmazując się w wszechobecnej ciemności, jak smutek, jak nieokreślony żal za czymś, co znałem a czego już od tak dawna nie było... Hej! – Podniosłem głowę. Przede mną stała Nika. Przemoczona, z włosami przylepionymi do czoła, jak zjawa. Jak wywołany z pamięci obraz... Dobry wieczór... – Raczej wyszeptałem zdumiony, niż powiedziałem. Co ty tu robisz w mojej dzielnicy... Wracam do domu. – Patrzyliśmy na siebie. Dziwnie zaskoczeni, onieśmieleni... A to ci dopiero... Myślałam, że nie ma cię w mieście. Znajomi mówili mi, że wyjechałeś... Wróciłem kilka miesięcy temu.Parę minut później siedzieliśmy w małej, przytulnej i nieomal pustej kawiarence.
Prosimy dwie lampki pół wytrawnego, białego wina i dwie kawy. Jedną czarną i jedną ze śmietanką... – Gdy kelnerka odeszła, Nika spojrzała na mnie i powiedziała z uśmiechem... Pamiętasz co lubię...Była ubrana w czarny, obcisły sweterek, na którym połyskiwał mały wisiorek ze stylizowaną ćmą. Ten sam, jaki kiedyś jej podarowałem...
Tak... To ten. – Potwierdziła podążając za moim wzrokiem.Rozmawial
iśmy jak starzy, dobrzy znajomi, ale nie jak dwoje, niegdyś zakochanych ludzi. O codzienności, o pracy... Z tym wyczuwalnym napięciem, które gdzieś tam ciągle było, jak cień, jak przeszłość... Pewnie wiesz o wszystkim. – Spojrzała na mnie. Wiem.Zaróżowione policzki. Błękit oczu. Smukłość dłoni i ta zachwycająca lekkość bycia. Ten tylko
jej znany sposób poruszania się, naturalny, zmysłowy... Zostałam po prostu ukarana... To było straszne...Milczałem...
Zostawił mnie pod ołtarzem. Uciekł i tak straszliwie upokorzył przed całym miastem... Nie mówmy o tym. To była kara za to, że chciałam wziąć na Tobie odwet. Wyjść za mąż, byś wiedział, że jestem szczęśliwa... Nika... Daj spokój... Jezu. Powiedz mi dlaczego tak się stało. Byliśmy tacy inni, naturalni, tylko dla siebie... Ciągle się zastanawiam, jakby to wyglądało, gdyby tamten dzień nigdy się nie zdarzył... Jednak się zdarzył. On wtedy tylko mnie odprowadził. Nie łączyło nas nic. Po prostu uparł się, żeby mnie pocałować a ja uległam... Potem ta twoja wizyta... Epizod. I to moje niepotrzebne wikłanie się... Gdyby wtedy rozmowa potoczyła się inaczej... Gdybym... Skarbku. Mamy to za sobą. Żeby kochać pięknie, potrzebne jest zaufanie. Ja wtedy je straciłem... Bezpowrotnie. I tu nie chodzi o rozmowę, tylko o to co się stało. Co widziałem i co we mnie pozostało... Zgotowalibyśmy sobie w przyszłości piekło. Dlatego odszedłem...Tak cudownie trzymała kieliszek. Jej pełne wargi połyskiwały w przytłumionym świetle, wilgotne, zmysłowe, gdzieś tam ciągle pragnione... Dotknąłem jej dłoni.
Chodźmy. Posiedźmy jeszcze chwilkę. Taką maleńką chwilkę, żeby spamiętać... Dobrze...Nie
mówiliśmy nic. Patrzyliśmy na siebie. Pięknie. Jak dawniej. Dwoje nadal kochających się ludzi, którym nie było dane szczęście bycia razem...Szliśmy wolno, milcząc, blisko siebie, aż do bramy
... Może wejdziesz na chwileczkę... Nie Niko. Spotkamy się jeszcze? Nie wiem. Ująłem jej głowę w obie dłonie i popatrzyłem prosto w oczy. Długo, bardzo długo. Nie spuściła wzroku... Gdy podała mi rękę poczułem, że drży...Mieszka niedaleko mnie. Nieraz p
rzejeżdżając samochodem, widzę ją pochyloną nad rabatkami lub spacerującą z psem. Czasem, gdy mnie zauważy, macha radośnie ręką...Nie wyszła za mąż. Bo jak to kiedyś powiedziała:
“Nie mogę być z kimś, z kim nie mogę być”.