Najnowsze wpisy, strona 20


paź 23 2005 IN VACUO...
Komentarze: 22

Rozstanie z Niką było we mnie wszystkim czego nie chciałem... Pulsowało bólem, tęsknotą, ogromnym żalem do siebie, do niej, do całego świata, który nie był już mój... Zatracałem się w sobie, nie umiałem żyć, nie chciałem dnia codziennego i samotnych, trudnych nocy, gdy po wielokroć pamięć odtwarzała to co było pięknem. Majak jej twarzy, błysk oczu, jakiś uśmiech, nasycony liryzmem i ekstazą, dotyk, krzyk, szept... Wszystko to było we mnie i powielało się w nieskończoność... Ciągle ją kochałem, ciągle za nią tęskniłem, pragnąłem jak nigdy nikogo, jakby była jedyną kobietą i jedynym pięknem, które los mi podarował, a które zostało zniszczone...

Gdzie jesteś chwilo szczęśliwa, nad kim teraz pochylasz się pięknie... Czemu byłaś i dlaczego nie jesteś. Nagle chowasz wszystkie gwiazdy za chmurami, spływasz deszczem, kołujesz... Jak wiatr w listowiu, jak ptak przed odlotem, jak myśl, która nagle rozdziera mi serce...

Zapomniałem czym jest śmiech, radość, życie... Odgrodziłem się murem samotności, zapadłem w sobie i umierałem, każdego dnia i każdej nocy. Nieszczęśliwy, nieistniejący, zagubiony we wszechświecie głupiec, który zboczył z cudownej ścieżki, spadając w otchłań zwyczajności...

Wiedziałem tylko jedno... Nie mogłem wrócić... Nie mogłem, bo taki jestem. Bo nie umiałbym już żyć jak dawniej z utrwalonym pod powieką obrazem, z tym co pozostało na dnie serca...

Wyjechałem... Bo wyjechać, to jakby trochę umrzeć... (c.d.n.)

errad : :
paź 22 2005 OSTRZEŻENIE!
Komentarze: 19

Mężczyzno! Jeśli zachorowałeś na grypę, ukryj dobrze swego ptaszka... Światowa Organizacja Zdrowia jest bezwzględna i zrobi wszystko, żeby go zniszczyć!

(ERRAD – nie ornitolog)

errad : :
paź 21 2005 FATA...
Komentarze: 17

CHOĆBY MOZOLNIE RYĆ W MARMURZE

ŚWIATŁO ISKRZĄCE ŹRENIC CIENIE

I DŁONIE TĘSKNIE WYCIĄGNIĘTE

W KRZYKU ZASTYGŁYM – JAK WSPOMNIENIE

 

CHOĆBY PO NOCACH NIE SPAĆ DŁUGO

I ZNOWU STAWAĆ PRZED KAMIENIEM

BIJĄC NA ODLEW MŁOTEM W DŁUTO

Z PASJĄ UPOREM I CIERPIENIEM

 

CÓŻ Z TEGO TRUDU POZOSTANIE

PRÓCZ KROPLI POTU I ZŁUDZENIA

I GARŚCI MARZEŃ GDZIEŚ ZAKUTYCH

W OGROMNEJ BRYLE ZAPOMNIENIA

errad : :
paź 20 2005 LISTOPAD. (Obrazek ostatni).
Komentarze: 21

Wracałem do domu opustoszałą aleją parkową. Siąpiący deszcz połyskiwał w światłach latarni i na nagich konarach drzew, kołysanych zimnymi podmuchami wiatru, rozmazując się w wszechobecnej ciemności, jak smutek, jak nieokreślony żal za czymś, co znałem a czego już od tak dawna nie było...

Hej! – Podniosłem głowę. Przede mną stała Nika. Przemoczona, z włosami przylepionymi do czoła, jak zjawa. Jak wywołany z pamięci obraz... Dobry wieczór... – Raczej wyszeptałem zdumiony, niż powiedziałem. Co ty tu robisz w mojej dzielnicy... Wracam do domu. – Patrzyliśmy na siebie. Dziwnie zaskoczeni, onieśmieleni... A to ci dopiero... Myślałam, że nie ma cię w mieście. Znajomi mówili mi, że wyjechałeś... Wróciłem kilka miesięcy temu.

Parę minut później siedzieliśmy w małej, przytulnej i nieomal pustej kawiarence.

Prosimy dwie lampki pół wytrawnego, białego wina i dwie kawy. Jedną czarną i jedną ze śmietanką... – Gdy kelnerka odeszła, Nika spojrzała na mnie i powiedziała z uśmiechem... Pamiętasz co lubię...

Była ubrana w czarny, obcisły sweterek, na którym połyskiwał mały wisiorek ze stylizowaną ćmą. Ten sam, jaki kiedyś jej podarowałem...

Tak... To ten. – Potwierdziła podążając za moim wzrokiem.

Rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy znajomi, ale nie jak dwoje, niegdyś zakochanych ludzi. O codzienności, o pracy... Z tym wyczuwalnym napięciem, które gdzieś tam ciągle było, jak cień, jak przeszłość...

Pewnie wiesz o wszystkim. – Spojrzała na mnie. Wiem.

Zaróżowione policzki. Błękit oczu. Smukłość dłoni i ta zachwycająca lekkość bycia. Ten tylko jej znany sposób poruszania się, naturalny, zmysłowy...

Zostałam po prostu ukarana... To było straszne...

Milczałem...

Zostawił mnie pod ołtarzem. Uciekł i tak straszliwie upokorzył przed całym miastem...
Nie mówmy o tym. To była kara za to, że chciałam wziąć na Tobie odwet. Wyjść za mąż, byś wiedział, że jestem szczęśliwa... Nika... Daj spokój... Jezu. Powiedz mi dlaczego tak się stało. Byliśmy tacy inni, naturalni, tylko dla siebie... Ciągle się zastanawiam, jakby to wyglądało, gdyby tamten dzień nigdy się nie zdarzył... Jednak się zdarzył. On wtedy tylko mnie odprowadził. Nie łączyło nas nic. Po prostu uparł się, żeby mnie pocałować a ja uległam... Potem ta twoja wizyta... Epizod. I to moje niepotrzebne wikłanie się... Gdyby wtedy rozmowa potoczyła się inaczej... Gdybym... Skarbku. Mamy to za sobą. Żeby kochać pięknie, potrzebne jest zaufanie. Ja wtedy je straciłem... Bezpowrotnie. I tu nie chodzi o rozmowę, tylko o to co się stało. Co widziałem i co we mnie pozostało... Zgotowalibyśmy sobie w przyszłości piekło. Dlatego odszedłem...

Tak cudownie trzymała kieliszek. Jej pełne wargi połyskiwały w przytłumionym świetle, wilgotne, zmysłowe, gdzieś tam ciągle pragnione... Dotknąłem jej dłoni.

Chodźmy. Posiedźmy jeszcze chwilkę. Taką maleńką chwilkę, żeby
spamiętać... Dobrze...

Nie mówiliśmy nic. Patrzyliśmy na siebie. Pięknie. Jak dawniej. Dwoje nadal kochających się ludzi, którym nie było dane szczęście bycia razem...

Szliśmy wolno, milcząc, blisko siebie, aż do bramy...

Może wejdziesz na chwileczkę... Nie Niko. Spotkamy się jeszcze? Nie wiem.

Ująłem jej głowę w obie dłonie i popatrzyłem prosto w oczy. Długo, bardzo długo. Nie spuściła wzroku... Gdy podała mi rękę poczułem, że drży...

Mieszka niedaleko mnie. Nieraz przejeżdżając samochodem, widzę ją pochyloną nad rabatkami lub spacerującą z psem. Czasem, gdy mnie zauważy, macha radośnie ręką...

Nie wyszła za mąż. Bo jak to kiedyś powiedziała: Nie mogę być z kimś, z kim nie mogę być”.

errad : :
paź 19 2005 ROZSTANIE. (Obrazek czwarty).
Komentarze: 20

Dom był nie wysoki, dwupiętrowy z tu i ówdzie odpadającymi już kawałkami tynku. Z jednej strony oparty o ścianę zieleni, z drugiej przytulony do ogromnego, starego dębu... Weronika mieszkała na pierwszym piętrze w ładnym, dwupokojowym mieszkanku, urządzonym z kobiecym smakiem, które tchnęło spokojem i ciepłem. Gdy wszedłem, przylgnęła do mnie całym ciałem. Jak zawsze. Pięknie i zmysłowo... Jakby zgorączkowana. Jakby nagle obudziło się w niej to całe, cudowne rozognienie, drzemiące gdzieś tam wewnątrz tęsknotą i pragnieniami. Ale przecież wiedziałem, że tak już nie jest... I ten zapach, ulotny, zwiewny, niepodobny do innych. I te oczy; iskrzące radością, śliczne, jedyne... Usiedliśmy naprzeciw siebie. Aromat świeżo zaparzonej kawy, stwarzał miłą, przytulną atmosferę, na przekór temu co wisiało w powietrzu, co łomotało mi w duszy, co było nieuniknione...

Kiedy wróciłeś? Miałeś chyba przyjechać jutro? Zabrałem się okazją ze znajomymi. – Dostrzegłem w jej oczach coś, czego nigdy dotychczas nie widziałem. Coś nieokreślonego, nieznanego. To był moment. Jakimi znajomymi? Nie znasz ich. Przyjechaliśmy dwa dni temu. I dopiero teraz mi o tym mówisz. Dlaczego nie zadzwoniłeś? Nie wpadłeś od razu? Wpadłem. Jak to? Nie było mnie w domu? Nika. Nie jestem przyzwyczajony do takiej gry... Jakiej znowu gry? O czym ty mówisz? – Patrzyłem na nią jak na kogoś, kto nagle rozsypuje się na małe, nieznane mi dotychczas a obce kawałeczki... Dwa dni temu, byłem tu wieczorem... Nie możliwe... Przestań! – Przerwałem... Umilkła i spojrzała na mnie w taki sposób, że nieomal natychmiast rozbudziła się we mnie ta niepowtarzalna czułość, która zawsze wypełniała mi serce w jakimś nagłym odruchu bezbronności. Znowu nie widziałem nic, tylko te jej oczy, usta, ramiona, cudownie zarysowane piersi i opuszczone wzdłuż ciała dłonie, tak lekko, tak cudownie spoczywające na jej udach. Dwa motyle, których nocne piękno i zaczarowane wirowanie znałem każdym nerwem swego ciała. Nasz wzrok skrzyżował się na moment. Kto to jest? Kto? Kto to jest? Kim jest ten mężczyzna? Zresztą Nie ważne. To koniec Niko... Nie wygłupiaj się. Daleko mi do tego. Może mówisz o tym koledze z pracy, który odprowadził mnie do domu? Może. Ale... Głuptasie. To nic nie zna... Nie przerywaj mi i przestań wreszcie kłamać! – Nieomal krzyknąłem. – Wiesz, że tego nie znoszę... To nic nie znaczy. - Powtarzała. – To nic nie znaczy...

Widziałem w jakimś dziwacznym zwolnieniu, jej poszarzałą nagle twarz. Twarz już obcej kobiety, z którą przeżyłem tyle pięknych chwil, dni i lat. Serce tłukło się we mnie jak oszalałe. Zabrakło mi słów. W nagle zapadłej ciszy, przelatywały mi przed oczyma w jakichś rozbłyskach te wszystkie niezapomniane zdarzenia, które już były przeszłością. Fragmenty niepowtarzalnych rozmów, szaleńczych przyrzeczeń, cudowne urywki niezliczonych, bezwstydnych i rozkosznych nocy. Nieomal czułem jej dotyk, przyśpieszony oddech, smak ust... Jak ja teraz będę żył. Jak poskładam siebie... Dlaczego to się dzieje? Dlaczego? Aniele Zegarów,- pomyliłeś przyciski... Nie chcę tego... Nierealny obrazek niemego dramatu. Dwoje kochających się ludzi po obu stronach granicy, którą zda się sami sobie wyznaczyli.

Co z nami będzie? – Wyszeptała nieomal nie poruszając wargami. – Wybaczysz mi? Nie ma już nas. Jesteś ty i on. Nie mów tak. Proszę cię.

Wstałem. Nie poruszyła się. Patrzyła. Tylko patrzyła pełnymi łez, pięknymi jak dawniej, tymi tak kochanymi przeze mnie, oczami. Patrzyła aż do momentu nim dwie duże kropelki spłynęły po jej policzkach.

Zostań... Nie zostawiaj mnie tak. Kocham cię, pragnę i bardzo, tak bardzo potrzebuję... – Wyszeptała to tak cicho, że ledwo dosłyszalnie...

“Ja też cię kocham. Ja też tak bardzo cię kocham”. Te nie wypowiedziane słowa huczały we mnie jak wodospad żalu, jak nagły ból, jak niemy krzyk...

Jakże bardzo w tym momencie jej pragnąłem. Jak straszliwie chciałem zostać. Wtulić się w nią, znowu zatracić i na nowo ulecieć jak dawniej, gdzieś tam za ukośne niebo... A jednak podszedłem do drzwi i wyszedłem,- zamykając je za sobą cicho, bezszelestnie, na zawsze... (c.d.n.)

errad : :